„Zawsze jest coś, co może
zrujnować nasze życie. Zależy od tego, na czym bądź, na kim zależy Ci
najbardziej. Zawsze można zostać skrzywdzonym”. Charles Bukowski
Sprawdzając wyniki z egzaminów
nie spodziewałam się, że uda mi się prawie wszystko zdać w pierwszym terminie
tym bardziej, że mam tendencje do zawalania różnych spraw, tylko jeden
przedmiot nie dawał mi spokoju, ale z nim też się uporałam. Z tego powodu
odczułam wielką ulgę, że jest już po wszystkim. Nienawidzę tego okresu
związanego z egzaminami, zawsze się stresuję, chodzę jak na szpilkach i nic nie
jem. Studia są dla silnych psychicznie, co mnie stawia pod dużym znakiem
zapytania. Znowu mam kilka miesięcy tylko dla siebie i przyjaciół, opalanie
się, czytanie książek- co uwielbiam, rysowanie, po prostu byczenie się, na samą
myśl od razu czuję się lepiej.
Pierwszą rzeczą na rozpoczęcie
wakacji jest wspólny wypad na zakupy z Char uznałam, że taka impreza to świetna
okazja, żeby w końcu powiedzieć Jamesowi, co czuję i nie dusić dłużej tego w
sobie. Choć nie wiem czy to dobry pomysł tym bardziej, że łączy nas wieloletnia
przyjaźń i musiałabym być mocno wstawiona, żeby jednak mu to wyznać. Po prostu
nie umiem rozmawiać o swoich uczuciach, jestem zamknięta w sobie, wiele razy
Char próbowała wyciągnąć ode mnie, kto mi się podoba, ale nadaremnie. Kolejny
problemem jest to, że nie wiem, co on czuje. Wiele razy przyłapywałam go na
ukradkowych spojrzeniach, ale zaraz potem zakładał tą swoją maskę obojętności i
zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
Odkąd pamiętam zawsze mi się
podobał, wiele razy udawałam przed nim kretynkę, tylko po to, żeby zobaczyć
jego zniewalający uśmiech, a gdy wspólnie oglądaliśmy filmy i zerkał na mnie
swymi bursztynowymi oczami, by sprawdzić, czy film mi się podobał, zawsze serce
zaczynało mi szybciej bić i nie obchodziło mnie co się dzieje dookoła, ważni
byliśmy tylko my.
Zaraz, zaraz!!!!!! Ja i James?! O
Boże, o czym myślę! Nigdy to się nie stanie, znowu moja bujna wyobraźnia dała o
sobie znać. Kretynka ze mnie tym bardziej, że obiecałyśmy sobie z Char, że jest
nietykalny i żadna do niego nie będzie zarywać, bo to całkowicie poplątałoby
naszą relację między sobą.
Nawet nie zdałam sobie sprawy,
leżąc na łóżku ze słuchawkami w uszach, że naszkicowałam jego portret.
Poirytowana zgniotłam kartkę papieru i wyrzuciłam do kosza na śmieci.
Miałam mały pokój, ale za to
przytulny, lubiłam go, jedyna część domu, w której przebywałam dłużej niż 5
minut, nie licząc kuchni. Mieści się na
piętrze, obok pokoju od mamy i łazienki. Na wprost wejścia znajduje się jedynie
okno, którego widok prowadzi do ogrodu. Po lewej stronie znajduje się łóżko a
przy nim szafka nocna z lampą i radiem, zaś po prawej szafa z ubraniami,
komoda, biurko a na nim laptop. W pokoju utrzymywałam względny porządek,
przynajmniej się starałam, choć różnie to bywa, czasami zdarza mi się
porozrzucać ubrania na podłogę lub trzymam książki w łóżku, bo nie chce mi się
ich odłożyć na szafkę nocna. Jednym słowem
leń ze mnie. Mieszkałam sama z mamą, tata zostawił nas, gdy miałam 5 lat i same
musiałyśmy sobie radzić może, dlatego nie dopuszczam do siebie ludzi, żeby ich
nie utracić. Czasami wysyła pieniądze,
ale i tak nie wystarcza na rachunki. Mama łapie się każdej dorywczej pracy,
choć i tak pracuje na pełny etat, jako księgowa w firmie a ja pracuję w każde
wakacje by być mniejszym obciążeniem finansowym. A co do tego to musze zacząć
się za czymś rozglądać.
Wstałam z łóżka i udałam się do
komody, wyciągam z niej jasny top, jeansowe spodenki, w które szybko się
przebrałam, założyłam ulubione trepki i mogłam ruszyć z Char na miasto.
Zanim kupiłyśmy to, co chciałyśmy
obeszłyśmy chyba z tysiąc sklepów, w żadnym nie było tego, co szukałyśmy.
-Pasuje? –zapytała.
-Jest ok.- odparłam znudzona.
-Nie uważasz, że jest za obcisła?
-Może trochę…
-Freja, proszę cię, więcej życia
a mniej marudzenia!
-Postaram się- posłałam jej
promienny uśmiech.
Zadowolona tym faktem wróciła do
przymierzalni by założyć kolejną sukienkę. Ja tym czasem przeglądałam wieszaki
w poszukiwaniu czegoś dla mnie. W końcu Char postanowiła zaprezentować się w
kolejnej kreacji i to był strzał w dziesiątkę. Idealnie dopasowana do jej ciała
i wcale nie była wyzywająca. Prześliczna, zrobiona z beżowej koronki z długimi
rękawami i z odkrytymi plecami.
-Nie jest zbyt smiała?-zapytała nieprzekonana.
-Żartujesz? Wygląda jakby była
specjalnie dla ciebie uszyta. Musisz ją wziąć.
-No nie wiem…
-Jeżeli chcesz zrobić wrażenie na
Marcusie, to nie znajdziesz nic lepszego.
-Tym mnie zachęciłaś-
wyszczerzyła zęby w uśmiechu- No to teraz twoja kolej. Znalazłaś coś?
-Nie bardzo. Nie ma tu nic
ciekawego.
-A tamta?- wskazała na sukienkę
wiszącą dokładnie za mną. Uszyta z czarnego tiulowego materiału ze skórzanym
gorsetem w tym samym kolorze.
-Hmmm… nawet jej nie zauważyłam.
-To, na co czekasz? Przymierzaj
ją.
Wybrałam odpowiedni rozmiar i
udałam się do przymierzalni.
Przejrzałam się w lustrze i
stwierdziłam, że nie jest zła. Zakrywa to, co trzeba, po prostu była skromna,
czyli taka jak lubię.
-Wow- wyszeptała przyjaciółka,
nagle jej głowa pojawiła się za kotarą oddzielającą kabinę od reszty sklepu-
Wygląda nieziemsko na tobie.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem, jak ty jej nie
kupisz to ja ją biorę- zażartowała.
-Specjalnie tobie na złość ją
kupię-posłalam jej złośliwy uśmiech.
-Osz ty wrednoto- powiedziawszy
to, pokazała język.
-To teraz trzeba tylko kupić
jakieś zabójcze buty.
-O boże, ratunku. Kolejne godziny
chodzenia i szukania.
Kupiwszy to, co trzeba udałyśmy
się do Char, żeby przygotować się do imprezy, ale wcześniej umówiłyśmy się na
seans z Hobbitem.
-Aaaaa…. Fraja, trzymaj mnie.
Jaki Legolas jest zajebisty a Killi? Boże, skąd oni wzieli takich
przystojniaków- krzyczała podekscytowana, a ja tylko przewracałam oczami, gdy tylko
o nich słyszałam.
Już od premiery Władcy Pierścieni
musiałam wysłuchiwać o Legolasie, fangirling nr. 1. Ja za to wolałam Aragona,
był bardziej męski. Zawsze miałyśmy odmienny gust i mało który nam obu się
podobał, w sumie dobrze, bo nie wchodziłyśmy sobie w drogę.
Do seansu nalałyśmy sobie po
lampce Martini, otworzyłyśmy paczkę naciosów i innych słodkości, co z tego, że
już film znamy prawie na pamięć, ale za każdym razem odkrywamy coś nowego.
Tylko, gdy film się skończył zaczęłyśmy się przebierać w świeżo kupione
sukienki. Szybki makijaż podkreślający oczy, włosy ułożyłam w lekkie fale i już
byłam gotowa do wyjścia.
James miał podjechać po nas za 10
minut a Char, oczywiście nie była gotowa, czyżby tak się wystroiła dla Marcusa,
że chce być doskonała pod każdym względem? Nagle zza okna doszły dźwięki
trąbienia. Jak zawsze punktualny. Zabrałyśmy torebki i wyszłyśmy z domu.
Marcus mieszkał w bogatej dzielnicy,
jego dom, a raczej willa zbudowana na styl włoski z potężnymi kolumnami,
zapierała dech w piersiach. Kto by nie chciał tu mieszkać? Do tego ogromny
taras z tyłu domu i basen, gdybym tylko o tym wiedziała, to zabrałabym ze sobą
strój kąpielowy. Widocznie Char myślała dokładnie o tym samym, bo posłała mi
wymowne spojrzenie.
Już przy bramie było tłoczno, multum
ludzi, z których znałam może 5-6 osób a reszta to całkowicie obcy mi ludzie,
których widzę po raz pierwszy. Rozmawiali w swoim gronie z czerwonym kubkiem w
ręku i tylko oglądali się na widok przyjaciółki. Jak zauważyłam dla niektórych
już impreza dawno się zakończyła, bo spali w najlepsze na kanapie, a znajomi
rysowali im cos po twarzy i robili zdjęcia na portale społecznościowe.
James od razu poprowadził nas do
gospodarza, żeby się przywitać i powiedzieć kilka typowych tekstów takich jak:
„świetna impreza, niezła chata, itp.” Znaleźliśmy go w sercu domu, czyli w
kuchni, oczywiście otoczonego grupką dziewczyn, jakże by inaczej. Mając już za
sobą te wszystkie uprzejmości związane z zapoznaniem, Marcus nie spuszczając
spojrzenia z Char, zaproponował:
-Napijecie się czegoś?
-Jasne, może być piwo- odparła z
uśmiechem na twarzy, po chwili wręczył nam czerwony kubek z płynem.
-James mam do ciebie prośbę,
mógłbyś mi pomóc przynieść jeszcze jedną beczkę z piwem?
-Nie ma sprawy- odpowiedział
zadowolony.
-Niestety musimy panie zostawić
na chwile. Czujcie się jak u siebie w domu- mówiąc to puścił oko w stronę
przyjaciółki.
I tak oto w ten sposób zostałyśmy
pozostawione same sobie.
-Chodź,
pozwiedzamy-zaproponowała.
-Nie wiem czy wypada…
-Nie bądź taka marudą sam powiedział,
że mamy czuć się jak u siebie, więc tym sposobem udzielił nam zgody.
Dom Marcusa jest ogromny. Na jego
powierzchnię składa się parter z dużą, przestronną kuchnią, salonem, jadalnią i
łazienką. Wszystko wyłożone najdroższym kamieniem, miałam wrażenie, że znajduję
się w muzeum. Piętro zostało podzielone na dwie części. Po jednej stronie pokój
rodziców a po drugiej sypialnie od dzieci. Do tego dochodzi teren posesji, o
którym wspominałam wcześniej.
Po dwóch godzinach impreza rozkręciła
się już na dobre. Jakiś czas temu straciłam z oczu Char, twierdziła, że pilnie
musi skorzystać z toalety i tak oto zostałam sama w tłumie bawiących się osób.
Nie potrafiłam jej nigdzie dostrzec, a nie mogłam też nikogo zapytać czy
widział rudowłosą, bo raczej nie byłyśmy znane w tym towarzystwie. Poczułam na
sobie czyjeś spojrzenie, początkowo nie mogłam zlokalizować skąd pochodzi, lecz
w końcu dostrzegłam znanego mi bruneta, który opierał się o drzwi wejściowe.
Zauważywszy, że mu się przyglądam podniósł w moja stronę kubek z piwem i wziął
łyka. Odwzajemniłam to tym samym gestem nie spuszczając z niego wzroku. Nagle
zapragnęłam uciec z stamtąd i opuścić to miejsce, ale musiałam znaleźć Char, bo
u niej miałam nocować. Wchodząc do kuchni nie spodziewałam się tego, co zobaczę.
Najpierw pomyślałam, ze mam jakieś zwidy, że to nie może dziać się naprawdę.
Czułam, że rusza mi się grunt pod nogami. Char całowała Jamesa, albo to James
całował ją, mało ważne, które zaczęło, liczyło się to, że złamała naszą zasadę
i w tym momencie cholernie to zabolało. Stałam jak osłupiała, wciąż to do mnie
nie dochodziło, co się właściwie teraz dzieje, a gdzie Marcus? Przecież to z
nim się powinna całować a nie z Jamesem, co tu się wyrabia? Marcus stał nie
opodal nich, śmiejąc się i żartując ze znajomymi, czyli mało go obchodzi to, co
właśnie robi jego kumpel. Ze wściekłości zgniotłam trzymany w reku kupeczek,
wylewając niedopity płynna podłogę. Ktoś dotknął mojego ramienia, nawet nie
odwracałam sie by sprawdzić, kto to, nie obchodziło mnie to i nagle ta sama
ręka zaczeła mnie ciągnąc do wyjścia. Nie stawiałam oporu, posłałam ostatnie
spojrzenie ku moim tak zwanym przyjaciołom, jedno z nich podniosło wzrok i złapałam
jego spojrzenie, pełne szoku i żalu, wyrzutów sumienia, a może to wszystko
sobie wymyśliłam, ale już mi było jedno, złamał mi serce.
Ja pierdziele Serio?!?!?! Nie, dowaliłaś mnie końcówką. A już tak strasznie się cieszyłam, że Marcus i Char, że pomiędzy nimi coś na tej imprezie zaiskrzy, a tutaj...Ugh, James? Omg.... Nie żebym coś do niego miała, ale on do rudzielca niestety nie pasuje. Shippuję go z Freją, no pls!
OdpowiedzUsuńAle dobra, mimo tego, uwielbiam ten rozdział. Ten seans z Hobbitem i zachowanie Char kogoś mi przypomina, hahahaha XDD Hmm ;D
Mam nadzieję, że szybko uda Ci się napisać następny, bo po takim czymś muzę mieć natychmiast następną część!
<3